Przepraszam, że tak długo nie
pisałam rozdziału. Leń, rozumiecie...
Poza tym... Widzę jak statystyki szybują w górę <już jest prawie 5000, wow>, a komentarzy wciąż mało. Ach...
Miłego czytania~!
Poza tym... Widzę jak statystyki szybują w górę <już jest prawie 5000, wow>, a komentarzy wciąż mało. Ach...
Miłego czytania~!
Niespodziewanie
szybko nadszedł ranek. Za szybko. Łóżko nagle miało strasznie
duże przyciąganie, a poduszka zrobiła się przyjemnie ciepła i
kusząco miękka.
W
końcu jednak, uporczywe słońce, cały czas drażniące moje
powieki, wygrało. Gdy otworzyłam oczy, ukazują moje, niebieskie
tęczówki światu, napotkałam na pewien tors. Chcąc się odsunąć,
próbowałam wymacać stopą skrawek łóżka. Moje próby nie
przyniosły żadnych rezultatów, ponieważ leżałam na samym końcu.
Przewrót groził upadkiem z wysokości.
Lekko
poddenerwowana, stwierdziłam, że na moim wcięciu w talii leży
ręka Kakashi'ego. Wtedy miarka się przebrała. Brew zaczęła mi
groźnie podskakiwać, napięłam mięśnie, a po chwili dało się
słyszeć odgłos, upadającej na podłogę górę muskulatury.
- Itai, itai... - Usłyszałam głos mężczyzny z podłogi.
Niezdarnie
wstał, rozmasowując prawy bark.
- Za co? - Spytał zaskoczony.
- Ostrzegałam cię wczoraj. - Oznajmiłam, siadając.
Hatake
ściągnął brwi w wyraźnym geście nie zrozumienia.
- Miałeś nie przekraczać 'granicy'. - Wskazałam na miejsce, gdzie powinien leżeć koc.
Uważnie
rozejrzałam się w celu jego zlokalizowania.
- Czego szukasz? - Rzucił jakby od niechcenia, ukrywając rozbawienie.
- Już ty dobrze wiesz czego! - Cisnęłam w niego poduszką.
- Wiesz, że jak się złościsz, to uroczo wyglądasz? - Mruknął uwodzicielsko.
- Baka! <Jap. Głupek> - Krzyknęłam, rumieniąc się. - Idę do łazienki. - Burknęłam, mijając roześmianego mężczyznę.
Po
drodze chwyciłam czyste ubrania. Zatrzasnęłam drzwi, odłożyłam
ciuchy i podeszłam do umywalki. Odkręciłam zimną wodę, a
następnie chlusnęłam nią na twarz. Kiedy byłam pochylona nad
zlewem, kropelki skapywały z mojego nosa, warg i brody.
- Ale z niego dzieciak... - Szepnęłam, wydymając lekko usta.
Wzięłam
orzeźwiający prysznic. Ubrana i w pełnym ekwipunku ruszyłam do
kuchni.
Kakashi
w międzyczasie zdążył zaparzyć herbatę. Gdy usłyszał moje
kroki, odwrócił się od kuchenki, na której właśnie stawiał
patelnię.
- Na śniadanie niestety będzie jajecznica. - Westchnął. - To jedyne co umiem. No chyba, że do gotowania zaliczamy płatki z mlekiem. - Zażartował.
- W takim razie ja mogę coś upichcić. - Powiedziałam, jeżdżąc palcem po rancie kubka.
- Ty? - Zdziwił się. - Umiesz w ogóle patelnie utrzymać? - Jego kąciki ust uniosły się.
- Zdziwiłbyś się. - Rzuciłam zadziornie.
- O! Komuś udzielił się bojowy nastrój. Jednak myślę, że jesteś mocna w gadce. Nic więcej. - Zaczął się ze mną drażnić.
- Chcesz się przekonać? - Uniosłam brwi. - Tylko jeśli przegrasz, nie licz na współczucie. - Podwinęłam rękawy.
- Jak sobie panienka życzy. - Ukłonił się odsuwając od blatu kuchennego.
Rozejrzałam
się po pomieszczeniu. Znalazłam trochę warzyw, przypraw, dobrze
naostrzony nóż, trochę ryżu, miseczki oraz pałeczki.
- Ostrzegam, że będzie to mały posiłek. Nie lubię na śniadanie dużo jeść. - Skrzywiłam się.
- Oczywiście. Ja się dostosuję. - Usiadł przy stole.
- Yosh! Zaczynamy. - Szepnęłam do siebie.
Obmyłam
dokładnie warzywa, które odłożyłam następnie na deskę.
Wrzuciłam ryż do garnka z wodą i włączyłam palnik. Chwyciłam
nóż, przejechałam ostrzem po rękawie. Potem zaczęłam siekać. W
ekspresowym tępię podsuwałam kolejne jarzyny. Kiedy skończyłam,
wyjęłam już gotowy ryż i wsypałam do naczynia. Na nim ułożyłam
warzywa i przyprawy. Spojrzałam na posiłek.
- Czegoś tu brakuję... - Podrapałam się po brodzie. - Już wiem! - Pstryknęłam palcami.
Zajrzałam
do lodówki. Wyjęłam parę plasterków wędliny, jeszcze świeżą
rybę i dołożyłam do dania. Położyłam pałeczki na miseczkach.
Chwyciłam obie w dłonie, aby po chwili postawić je na stole.
- Itadakimasu~! <Jap. Smacznego> - Oznajmiłam, składając dłonie.
Już
miałam chwycić za drewienka, gdy Kakashi wybuchł śmiechem.
Rzuciłam mu podejrzliwe spojrzenie.
- Co cię tak bawi? - Wydęłam policzki.
Nie
mógł wydusić z siebie słowa, więc tylko wskazał na posiłek.
- No, może trochę przesadziłam z estetyką... - Zajęłam się swoją miseczką.
- To... To jest... - Wydusił w spazmach śmiechu. - Genialne! Poważ-nie... Zrobiłaś... To przed... Chwilą?... - Kolejne parsknięcia.
- Jasne. - Wzruszyłam ramionami. - Prościzna.
- Podobny strasznie jestem. - Zaczął się bliżej przyglądać Obento.
- Masz zamiar oprawić to w ramkę, czy jeść? - Zaśmiałam się.
- Właśnie myślę, co zrobić z tym fantem. - Przejechał dłonią po czuprynie.
- Teraz możesz uznać moją wyższość. - Machnęłam wyniośle ręką.
- Arigatou. - Złożył dłonie i skinął głową.
- To nie wystarczy. - Przybrałam poważną minę. - Na kolana! Litości nie będzie! - Ledwo powstrzymywałam się przed wybuchem śmiechu.
- Aż tak nisko nie upadłem... - Mruknął. - Poza tym zrobiłbym lepszą jajecznicę. - Pokiwał głową z dezaprobatą.
- Człowieku, ty nawet tego nie posmakowałeś! - Zbulwersowałam się.
- Ja to po protu czuję. <W moczu. XD – od Auto.> - Złożył dłonie i podparł brodę na nich.
- Nie denerwuj mnie. - Ostrzegłam go.
- Przecież ja nic takiego nie robię! - Uniósł ręce w obronnym geście.
- Zamknij się już i jedź! - Warknęłam.
- Hai, hai. - Wyszczerzył się.
Śniadanie
skonsumowaliśmy ciągle się przekomarzając. Tej konwersacji
towarzyszyły liczne wybuchy śmiechu. Gdy skończyliśmy, Hatake
zebrał naczynia i pozmywał.
- Widzę, że wychodzisz przy mnie na ludzi. - Odparłam, przechodząc do salonu.
- Nie rozumiem... - Ściągnął brwi.
- Zacząłeś sprzątać po sobie. Duży postęp! - Krzyknęłam już z kanapy.
Moją
uwagę przykuła zielonkawa książeczka, którą Szarowłosy
wiecznie nosił przy sobie.
- Od razu chcesz wszystkie zasługi przypisać sobie! - Odpowiedział z kuchni. - Pamiętaj, że cechą Shinobi jest skromność!
- Hai Sensei. - Zaśmiałam się, otwierając tomik.
- Co chcesz dzisiaj robić? - Zapytał. - Muszę iść do Hokage-sama w sprawie misji, a potem mam czas wolny. - Wyjrzał zza ściany i zamarł.
Poczułam
jak ktoś wyrywa mi książkę, zdążyłam jednak przeczytać cztery
pierwsze zdania. Uniosłam głowę do góry. Zauważyłam
zarumienioną twarz Kakashi'ego. Wybuchłam gromkim śmiechem, który
od dobrej chwili tłumiłam.
- „Kakashi, długo jeszcze mam czekać? Obiecałeś mi świetną zabawę wieczorem” - Zacytowałam, łapiąc się za brzuch.
- K-Kto pozwolił ci to czytać?! - Róż na jego policzkach rozlał się jeszcze bardziej.
- Ciekawa byłam, co takie ciekawego w tym widzisz. - Otarłam łezkę. - Powiem, że takiego wyniku śledztwa się nie spodziewałam. Żeby zmieniać imię głównego bohatera na swoje, tego jeszcze nie było! - Wsadziłam pięść do buzi.
Mężczyzna
nic nie odpowiedział, tylko szybko wspiął się na schody,
oczywiście zabierając ze sobą książeczkę.
Podśmiewając
się, czekałam na powrót Hatake, kiedy poczułam bardzo dobrze
znaną mi chakrę. Rozejrzałam się wokół, a następnie wyjrzałam
przez najbliższe okno. Moje spojrzenie padło w dół i zobaczyłam
chmurkę dymu, po dopiero co odwołanym zwierzęciu. Wiatr rozwiał
obłok, ukazując niewielki zwój z pieczęcią. Bez namysłu
chwyciłam go, a następnie schowałam do rękawa.
Wróciłam
na swoje poprzednie miejsce, jakby nigdy nic. Po chwili dołączył
do mnie Srebrnowłosy, lekko speszony poprzednią sytuacją.
- Ekhem... - Odkaszlnął, po czym spojrzał gdzieś w bok. - Mogłabyś nikomu nie mówić o... No wiesz... - Przeczesał nerwowo czuprynę.
- Luz. - Uśmiechnęłam się, uderzając go w ramie z całej siły.
W
odpowiedzi skrzywił się z bólu.
- Musiałaś tak mocno? - Mruknął. - To co mamy zamiar robić? - Dodał, nie czekając na moją wypowiedź.
- Czyli ja jestem mózgiem całej operacji?
- Ten jeden raz. - Machnął ręką na odczepnego.
- Dzięki ci łaskawco. - pokręciłam z dezaprobatą głową. - Może jakiś film obejrzelibyśmy? Dawno tego nie robiłam.
- Jasne. Jakiś konkretny, czy...? - Uniósł brew.
- Wszystko byle nie jakieś romansidło. - Wzdrygnęłam się. - Najlepiej coś krwawego. - Wyszczerzyłam się perfidnie.
Kiwnął
głową na znak, że zrozumiał.
- Idę w takim razie czegoś poszukać. - Rzucił wstając.
Również
wykonałam tą samą czynność.
- Chcesz mi pomóc, czy się gdzieś wybierasz? - Spojrzał na mnie przeszywająco.
- Do toalety nie można już pójść? - Wydęłam policzki.
- J-Jasne, że możesz. - Widocznie był zakłopotany.
Wspinając
się co dwa stopnie, wkroczyłam powolnym krokiem do łazienki.
Zakluczyłam drzwi, wysuwając zwój z rękawa. Położyłam go na
blacie szafki i wykonałam szybko pół pieczęcie łamiące blokadę.
Usiadłam się na zamkniętej muszli klozetowej, uważnie czytając.
- A więc szpital...? - Spytałam sama siebie szeptem. - Kto był na tyle mądry, żeby w takim miejscu schować zakazane techniki? - Prychnęłam.
Rozwijałam
dalej, uważnie analizując każdy szczegół. Starałam się jednak
robić to w miarę szybko, aby nie wzbudzić podejrzeń mężczyzny.
Po
5 minutach wszystko miałam już utrwalone w głowie. Zwinęłam
pośpiesznie zwój i schowałam go z powrotem, tam gdzie wcześniej.
Opłukałam twarz, a następnie wyszłam. Chwilę później
siedziałam już na kanapie w salonie, oglądając jakiś film, który
jedynie dawał mi przykrywkę do obmyślenia sensownego planu.
Po
prawie dwóch godzinach mordęgi film się skończył.
- Podobał ci się? - Zapytał Kakashi.
- Jakoś nie bardzo. - Skrzywiłam się. - Nawet mnie nie wciągnął. - Skłamałam płynnie.
- W sumie to nie był jakiś zachwycający, ale za to mieli fajne efekty specjalne.
Pokiwałam
jedynie głową, przeciągając się. Wzrok Hatake padł na zegarek.
- Pora się zbierać. Hokage-sama powinien mieć teraz trochę czasu.
- Chwilę! Ja muszę do łazienki! - Pisnęłam.
- Znowu?! - Zdziwił się.
- Jakbyś wypił tyle co ja, też by ci się chciało!
Kakashi
spojrzał na kubki, które zajmowały blat małego stolika przed
telewizorem.
- Racja. Zwracam honor. - Odparł.
Podeszłam
do schodów i niezdarnie zahaczyłam o pierwszy stopień nogą. Zanim
zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować, poleciałam jak długa.
- Nic ci nie jest? - Doskoczył do mnie mężczyzna.
- Iie. Wszystko w jak najlepszym porządku. - Zaśmiałam się, a on podał mi dłoń.
- Chyba jednak nie wszystko. - Mruknął.
Dopiero
wtedy poczułam metaliczny smak w ustach. Rozcięłam sobie wargę.
- Zaraz to wyleczę. Zwykłe zadrapanie to nie problem dla mnie. - Puściłam mu oczko, ruszając we wcześniej wyznaczonym kierunku.
Weszłam
do toalety, załatwiłam się i podeszłam do umywalki. Opłukałam
dłonie, spoglądając w lustro.
- „I o co to całe zamieszanie?” - Przebiegło mi przez głowę.
Niewielka
ranka sączyła kropelki krwi.
- „W sumie to nawet mi na rękę.”
Moja
ręka pokryła się zieloną chakrą. Przytknęłam ją do ust. Po
chwili nie było śladu draśnięcia. Następnie wykonałam pół
pieczęć i obok mnie pojawił się klon. Najpierw lekko widoczne
zarysy, ale z czasem nabierające identyczny wygląd do mojego. Gdy
był już całkowicie uformowany, zapytałam szeptem, upewniając
się:
- Wiesz jakie są rozkazy?
Klon
kiwnął jedynie głową. Nie czekając na ciąg dalszy, wyszłam z
łazienki.
- Pokaż mi tu się! - Rozkazał Hatake.
- Przecież mówiłam, że nic mi nie jest. - Fuknęłam.
- Hai, hai... - Powiedział na odczepnego. - Muszę się sam upewnić.
- Nie wierzysz mi?! Zapamiętam! - Odwróciłam się na pięcie, włożyłam buty i ruszyłam w stronę budynku administracyjnego.
Po
krótkim czasie Kakashi dogonił mnie.
~~*~~
W
TYM SAMYM CZASIE/KLON
Zaczekałam aż chakra Kopiującego
Ninja zniknie, a następnie wymknęłam się przez okno, po starym
dębie. Ukryłam się w jego liściach, uważnie prześwietlając
okolicę. Siedziałam tam z dobre 10 minut.
Gdy wszystko przeanalizowałam,
ześliznęłam się z konaru i wbiegłam do zacienionej uliczki
pomiędzy domami mieszkalnymi. Przechodnie poczuli jedynie powiew
lekkiego wietrzyku. Ich oczy nie były w stanie rejestrować moich
nienaturalnie szybkich ruchów.
- „Szpital powinien być w tamtą stronę.” - Przemknęło mi przez głowę.
Wspięłam się po ścianie na dach,
kumulując chakrę w stopach i dłoniach. Następnie niezauważenie
przemknęłam w stronę komina. Przykucnęłam, aby dobrze przeszukać
otoczenie.
Nie znalazłam żadnych
niepokojących sygnałów, komunikujących o obecności jakiejkolwiek
osoby. Postanowiłam jednak nie ryzykować, wyciszając chakrę.
Wzięłam głęboki oddech i
zaczęłam biec z całych sił w kierunku przychodni.
Po minucie sprinterskiego biegu,
zeskoczyłam do szczeliny między dwoma sklepami, zsuwając się po
ścianach. Starałam się robić to jak najciszej, aby nie zwrócić
na siebie niepotrzebnej uwagi.
Kiedy dotknęłam gruntu, wykonałam
pół pieczęcie potrzebne do przyzywania. Po rozwianiu się dymu,
ukazały się zamazane kształty stworzenia. Było ono ledwo
dostrzegalne. Dopiero, gdy ktoś naprawdę uważnie się przyjrzał,
mógł powiedzieć, że coś tam jest.
- Bądź moimi oczami. - Szepnęłam do niego.
Niewidzialne zwierze zwinnie ruszyło
w kierunku szpitala. Przykucnęłam i wykonałam skomplikowane ruchy
dłońmi. Kiedy skończyłam, zamknęłam jedno oko. Teraz mogłam
zobaczyć, dokładnie to samo co przyzywany stwór.
Rozglądał się on uważnie po
okolicy, unikając niepotrzebnych zderzeń z przechodniami.
Rejestrował każde drzewo, zaciemnione miejsce, szparę pomiędzy
budynkami oraz osoby, które wchodziły, bądź wychodziły, do
przychodni.
Obszedł dookoła cały budynek,
zaglądając przez okna do środka. Moją uwagę przykuł gabinet
lekarski, gdzie siedział młody mężczyzna o niezwykłych
fioletowych włosach, sięgających do pasa.
- Muszę skoczyć na chwilę do domu. - Usłyszałam głos doktora.
Mówił do jakiejś starszej
pielęgniarki z okularami.
- Znowu czegoś zapomniałeś? - Uśmiechnęła się do niego.
- Ta-ak... - Odparł speszony, łapiąc się za tył głowy. - Żona mi śniadanie zrobiła, a jak znowu go nie zjem, to potem będę miał 'pewne' kłopoty. - Wzdrygnął się.
Staruszka jedynie rozbawiona kiwnęła
głową.
- To jest moja szansa. - Oznajmiłam.
Zwierze szybko wycofało się i
wróciło do mnie. Wyjęłam z kabury niewielkie zawiniątko,
wielkością przypominające dorodną wiśnie, a następnie wręczyłam
mu je.
- Dziękuję za pomoc. - Skinęłam głową.
Chwile później odwołałam
stworzenie.
- „Miejmy tylko nadzieję, że będzie tędy szedł.” - Przemknęło mi przez głowę.
Lekarz jednak ruszył w boczną
uliczkę.
- Shimatta! <Jap. Cholera> - Zaklęłam.
Przemknęłam pomiędzy budynkami
naprzeciw, starając się nie zgubić go. Zauważyłam, że jego
droga prowadzi przez niewielki park. Na ten widok uśmiechnęłam się
perfidnie. Przyspieszyłam. Odbiłam się od ziemi i wskoczyłam na
najbliższą gałąź drzewa. Zatrzymałam się dopiero mniej więcej
na środku skweru. Zaczekałam, aż mężczyzna minie moją kryjówkę,
a następnie zaatakowałam go od tyłu, uderzając go tak, aby nie
mógł się ruszyć.
- K-Kim jesteś?! - Prawie krzyknął.
Na szczęście nie było nikogo w
okolicy, więc mogłam działać bez przeszkód. Jednak nie odezwałam
się ani słowem, jeśli coś poszłoby nie tak i rozpoznał mój
głos, źle skończyłoby się to dla mnie.
Wykonałam szereg skomplikowanych
pół pieczęci. Przyłożyłam dłoń do pleców doktora, dokładnie
pomiędzy łopatkami.
- Kai. <Jap. Otwarcie> - Szepnęłam ledwie dosłyszalnie.
Moja chakra wpłynęła do układu
krążenia. Powoli wypełniała każdy kanalik. Niemy krzyk wymalował
się na twarzy mężczyzny. Z oczu pociekła mu pojedyncza łza. Na
ułamek sekundy jego oczy rozbłysły na zielono. Wtedy odjęłam
rękę od niego. Lekarz wykonał obrót niczym lalka.
- Co rozkażesz Pani? - Przyklęknął na jedno kolano.
- Przynieś mi zwój z zakazanymi technikami. - Szepnęłam mu prosto do ucha. - Powinien być ukryty w pokoju lekarskim pod posadzką. Zrób to najciszej jak się da. Inaczej czeka cię kara.
- Co potem? - Zapytał.
- Pójdziesz główną ulicą i niepostrzeżenie wrzucisz dokumenty do kosza obok sklepu z pamiątkami. - Odsunęłam się od niego. - Pamiętaj, bez hałasu. Idź! - Rozkazałam, a on posłusznie wykonał polecenie.
Wróciłam do poprzedniego miejsca,
z którego obserwowałam szpital. Po 3 minutach wszedł do niego
Fioletowłosy.
- To sobie poczekam... - Mruknęłam, wzdychając.
Usiadłam, oparta o ścianę. Jednak
cały czas nie traciłam czujności, równocześnie obserwując
wejście do przychodni.
Po około 15 minutach mój niewolnik
<Brzydkie skojarzenia! Brzydkie! >u< - od Auto.>
spokojnym krokiem ruszył w kierunku wyznaczonego stoiska. Znajdowało
się ono dokładnie naprzeciw mojej kryjówki. Gdy doszedł <Za
dużo yaoi... XD – od Auto.>, niepostrzeżenie wyciągnął
dosyć spory zwój i wrzucił go do kubła. Stał tam jeszcze przez
chwilę po czym ruszył z powrotem do budynku.
Zaczęłam tworzyć pół pieczęcie
do odwołania techniki. Kiedy już prawie skończyłam, przesłałam
mu ostatnie polecenie:
- „Dom, śniadanie, żona.”
Te kluczowe słowa spowodował, że
gdy moje jutsu przestało działać, mężczyzna zupełnie zapomniał
o naszym spotkaniu i ruszył we wcześniej wskazanym kierunku.
Zachichotałam.
- Misja wykonana Onii-chan. <Jap. Brat>
Szybkim ruchem przecięłam uliczkę,
wyciągając niezauważenie dokument. Ruszyłam z powrotem do domu tą
samą drogą, omijając nieświadomych przechodniów. Usiadłam się
na drzewie przed oknem sypialni i czekałam.
~~*~~
W
BUDYNKU ADMINISTRACYJNYM/ORYGINAŁ
- Ale się rozgadał staruszek. - Jęknął Kakashi, otwierając mi drzwi na dwór.
- Fakt, a chciałam się jeszcze zapytać o to mieszkanie. Nawet do słowa nie dałam rady dojść! - Wydęłam policzki.
- Źle ci u mnie? - Zażartował.
- Czy ja coś mówię...? - Wymownie spojrzałam w bok.
- O, ty! Zapamiętam! - Udawał obrażonego.
- Pamięć to ty niestety masz dobrą. Gorzej z odczytaniem zegarka... Wiesz co? Może ja ci kupię taki elektroniczny jak dla dzieci? <Sama chciałabym taki. XD – od Auto.> - Wytknęłam zawadiacko język.
- Teraz już wiem jakie masz o mnie zdanie... - Pociągnął teatralnie nosem.
- Uwierz, nie chciałbyś wiedzieć jak naprawdę o tobie myślę. - Klepnęłam go w ramię.
- Aż tak źle? - Przestraszył się. - A myślałem, że chociaż ty mnie lubisz...
- Zostawię to bez komentarza. - Rozbawiona, dopiero teraz zauważyłam, że jesteśmy prawię pod domem.
Wtedy też wyczułam swojego klona.
Byłam ciekawa, czy wszystko poszło zgodnie z planem.
Weszliśmy do środka, ściągnęliśmy
buty i ruszyliśmy w kierunku kanapy.
- Napiłabym się czegoś. - Mruknęłam.
- Co powiesz na mrożoną herbatę? - Zapytał wchodząc do kuchni.
- Jasne. - Oznajmiłam. - Idę się przebrać w coś bardziej wygodnego.
Hatake odburknął coś, ale nie
słyszałam dokładnie, bo śmigałam już po schodach do góry.
Zamknęłam drzwi do sypialni.
- I jak? - Rzuciłam, szukając jakiegoś T-shirtu.
- Bułka z masłem. - Uśmiechnęła się moja replika.
- Dobrze. - Podeszłam do niej, wyciągając rękę.
Stary, dość ciężki zwój upadł
na moją dłoń. Obejrzałam go bez większego zapału, a następnie
wcisnęłam na spód swojej torby z ubraniami.
- To chyba wszystko. - Odparłam, odwołując klona.
Wyjęłam z rękawa instrukcję
dotyczące misji, a następnie spaliłam je. Zmieniłam ciuchy i
zeszłam wypić chłodny napój.
Ale rzeź! W życiu tak długo
rozdziału nie pisałam... O Jashinie! Dodatkowo taki masakryczny...
Aż mi wstyd...
Mam nadzieję, że będzie sporo
komentarzy. Z góry za wszystkie dziękuję, uwierzcie dają niezłego
kopa! Lepszego niż Powerade. Hahaha.
Motywacja – coś, czego
najbardziej mi brakuję.
Do napisania~! \(*^o^*)/
Ooooo beee sówkaaa >.< Nu nu nuuu!! xD Notka jest fajna, czeepiasz sie. Mam nadzieję, ze kolejna pojawi się szybciej ;> Bo jak nie to zamiast komentarza, które dają kopa... Dostaniesz realnego kopa xDDD Jestem zUa muahahahhaa xD
OdpowiedzUsuńW końcu jest notka *Piski fanek i fanów xD*
OdpowiedzUsuńI nie czepiaj się notki bo jest dobra.
Ale jak znowu będę tyle czekać na next, to karny kutas a nie komentarz xD
Ja łaknę jakiegoś hentai'a... no ale to tylko marzenia.
Pisz szybciutko next!
Padłeś? Powstań. ~Powerade. xD
OdpowiedzUsuńChapter strasznie fajny, ciekawa jestem kim jest brat naszej Sówki i dlaczego kazał jej wykraść zwój Konohy?
Czemu na to odpowiedzi jakie nasuwają mi się na to pytanie to: "Jej brat jest złyyyy! Pewnie z Akatsuki, albo pracuje z Oro, albo sam ma jakąś tajną organizację przestępczą!" xD
Cieszę się, że nareszcie dodałaś ten rozdział, usychałam z tęsknoty za twoim fanfiction! *^*
świetny rozdział , długi :) Czekam z niecierpliwością na kolejny i pozdrawiam ^^
OdpowiedzUsuńW końcu rozdział! :> Naprawdę dobrze Ci wyszedł :D Jestem ciekawa kim jest brat naszej Sówki :3 czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, oraz zapraszam do mnie na nowy rozdział :3
OdpowiedzUsuńYatta, w końcu! No nie mogłam sie doczekać. Już myślałam, że nas opuściłaś :( no ale po pierwsze. ŁOŁ grafika bloga jest naprawdę fajna :) A jeśli chodzi o notkę, to ... no cóż ZRÓB COŚ Z NIMI W KOŃCU! hehe, ja sie już nie mogę doczekać, kiedy coś między nimi będzie :P No cóż notka, fajna, no i co cieszy każdego długa. Życzę weny ( której mi na razie brak :() aby pisać jak najszybciej :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
http://kaka-ai.blogspot.com