Witam
po długim czasie. ~~ ♥
Tak,
więc chciałabym zaznaczyć, że komentarze mile widziane. (Ostatnio
jakoś się nie popisaliście... QuQ)
Chciałabym
też zaznaczyć, że w tym rozdziale są humorystyczne, jak i
psychopatyczne (?), momenty. Na te drugie proszę się przyszykować
pod koniec notki.
INDŻOJ!
>w<
Nasz
trening trwał do późnego wieczora i kiedy wracaliśmy, ulice
Konohy były już dawno oświetlone. Gwiazdy świeciły na niebie,
sowy pohukiwały, a ludzie przyglądali się nam. Nie ma co się im
dziwić, Genini wyglądali... Jak przypalone pianki nad ogniskiem?
Tak, to chyba dobre porównanie. Ich ubrania były gdzieniegdzie
powypalane, ciała zaś osmalone, nie wspominając już o twarzach.
Końcówki włosów poczerniały tu i tam. Na ten widok miałam
ochotę rzucić się na ziemie, a potem turlać ze śmiechu.
Powstrzymywałam się jedynie resztkami silnej woli.
-
Kakashi-sensei. - Jęknął Naruto. - Przypomnij mi jeszcze raz,
dlaczego ćwiczyliśmy akurat TO? - Obrzucił siwowłosego zawistnym
spojrzeniem.
Blondyn
mówiąc TO, miał na myśli niezwykle wymyślny trening Hatake. Jego
team musiał poprawić szybkość i zwinność, więc postanowił
zmotywować ich w jakiś porządny sposób. Używając ogniowych
technik, wymuszał na Geninach natychmiastową reakcję. Nie zawsze
jednak nadążali za nauczycielem i jego zawrotną prędkością, co
kończyło się oparzeniami, które, jako jedyny medyk w pobliżu,
musiałam leczyć.
W
sumie to dobrze się przy tym bawiłam. No, bo przecież nie co dzień
widzi się syczącego z bólu Sasuke, udającą twardziela Sakurę i
próbującego wypaść lepiej od młodego Uchihy Naruto. Widok
czasami był tak komiczny, że nie mogłam powstrzymać parsknięć
śmiechu.
Teraz
jednak nie to chodziło mi po głowie. Musiałam znaleźć jakąś
perfidną zemstę na Kakashi'ego za to całe zajście w lesie. Nie
byłam wstanie mu tego darować tak po prostu. To uwłaszczałoby
mojej dumie, a jako, że jestem Shinobi, tym bardziej nie wypadałoby
zostawić tego w takim stanie. Niewybaczalne!
Spojrzałam
na rozgwieżdżone niebo nad nami, zatapiając się w rozmyślaniach
o różnych, bardzo bolesnych torturach dla Hatake. Przesuwając
wzrokiem po firmamencie, natrafiłam przez przypadek na księżyc.
Jutro albo następnej nocy będzie pełnia. Muszę oddać ten
cholerny zwój. Na śmierć o nim zapomniałam. Myślałam, że przez
jakiś czas nie będę musiała oglądać Jego „słodkiej” buźki.
Te jego oczy przeszywające mnie na wskroś, widzące we mnie jedynie
element badawczy, jakoś nie bardzo przemawiały do mojej osoby.
Będzie trzeba szybko to załatwić i zmywać się stamtąd.
Była
jednak druga, ta lepsza, strona owej nocy. W końcu będę mogła
spotkać się z Haną. Uwielbiam spędzać z nią czas. Rozmawiamy
wtedy o wszystkim, śmiejemy się, płaczemy, pocieszamy i smucimy.
Czasami siedzimy po prostu obok siebie, byleby czuć bliskość
drugiej. W bądź razie tak było zanim dotarłam do wioski. Dziwnym
zrządzeniem losu, trafiałyśmy na siebie w różnych stronach
kraju. Ona przeważnie wykonywała misję, lub szukała jakiś leków
dla zwierząt, ja zaś czerpałam nauki w danej wiosce.
Oczywiście
wiedziała, że jestem tej samej płci co ona, rozgryzła mnie od
razu, przy naszym, pierwszym spotkaniu w dzieciństwie. Miałyśmy
wtedy chyba po 3 latka. Piekielnie dobry węch i spostrzegawczość
jednak robią swoje. Wybłagałam u niej, aby pozostało to tylko
pomiędzy nami. Zgodziła się bez większych trudności.
Kiedy
spotkałyśmy się po tych długich, bodajże dwóch latach,
uprosiłam u niej, zatajenie, że nasze drogi skrzyżowały się
ponownie. Nie chciałam, żeby wioska dowiedziała się już teraz o
moim istnieniu. Próbowaliby jak najszybciej ściągnąć mnie z
powrotem, co kolidowałoby z planem, który sobie wyznaczyłam. W tym
wypadku przystanęła na moją prośbę już bardziej niechętnie.
Nie była pewna, czy dobrze robi, zatajając tak ważną prawdę.
Gdy
zauważyłam w jej oczach wahanie, oznajmiłam:
-
Nie bój się. To nie tak, że mam zamiar wiecznie żyć w
'zapomnieniu'. - uśmiechnęłam się. - Chcę zobaczyć jak
najwięcej się da. Nauczyć tyle, żeby nie móc nic więcej wcisnąć
do głowy. Zaprzyjaźnić się z każdym, kogo spotkam. Bez względu
na wszystko, chcę zobaczyć cały świat Shinobi.
Musiała
zobaczyć w moim spojrzeniu tą iskrę, którą specjalnie
rozpaliłam. Byłam dobrym kłamcą. Naprawdę genialnym.
Uśmiechnęłam
się pod nosem i wróciłam do świata rzeczywistego. Mój wzrok padł
na Kakashiego kolejny raz tłumaczącego Naruto, jak ważny jest
trening poprawiający szybkość. Pokręciłam głową, rozbawiona.
-
No, ale...! - Zaczął, już lekko poddenerwowany, Uzumaki. -
Dlaczego zaraz sensei musiał wykorzystywać Ogniowe Techniki?!
Hatake
westchnął, powoli mając dość paplania Genina. Do akcji wkroczył
Sasuke:
-
Urusai, Usuratonkachi. (jap. Zamknij się, idioto) – Mruknął,
wyniośle. - Jesteś tak wolny, że Kakashi musiał jakoś cię
zmotywować.
-
Ty...! - Blondyn zagroził mu pięścią przed nosem. - I kto to
mówi?! - Warknął. - Te dziury, to niby ozdoba? - Wskazał na
czarne, wypalone ślady.
Młody
Uchiha zapowietrzył się. Jednak zaraz potem jego postawa zmieniła
się diametralnie. Spoglądał na Naruto z wyższością i gniewem.
Uniósł brew:
-
Ja przynajmniej nie wyglądał tak tragicznie. Potrafię jeszcze się
obronić przed prostymi atakami. - Jego wzrok padł na w połowie
spalony rękaw, potem na zwęgloną czuprynę i na końcu na błękitne
oczy ciskające gromy.
Brunet
zadowolony uniósł kącik ust. Wtedy się zaczęło. W życiu nie
widziałam tak ciętej i szybkiej wymiany znać. Niczym pociski
wyskakujące z pistoletu, strzelali do siebie ripostami. Zszokowana
przyglądałam im się, a wraz ze mną inni przechodnie. Kakashi
przeczesał czuprynę, mamrocząc coś nie wyraźnie pod nosem. Chyba
mówił 'Jakie to kłopotliwe'. Sakurze zaś
niebezpiecznie drgała brew, a na skroni ukazała się pulsująca
żyłka. Na ten widok przełknęłam ślinę. Młoda Haruno była
cholernie, ale to NAPRAWDĘ cholernie, przerażająca. Odsunęłam
się od nich o jakieś dwa kroki w bok.
- „Zaraz
wybuchnie...” - pisnęłam w myślach.
Hatake
zauważając dopiero teraz moje zachowanie, zrobił dokładnie to
samo. Trzeba przyznać, że wybrał idealny moment, bo chwilę
później różowowłosa wkroczyła do akcji. Najpierw zdzieliła z
całej siły Naruto, który po chwili jęczał 'Za co Sakura-chan?!',
następnie podeszła do bruneta, lecz nie zamachnęła się na niego.
Zacisnęła pięści i uśmiechnęła się zbyt słodko, aby nazwać
to szczerym gestem. Jedyne co mogłam o tym powiedzieć to, że przez
tą 'radość' poczułam ciarki na plecach.
-Moglibyście
się nie kłócić? - Zapytała dziewczyna.
-
H-Hai. - Wyjąkał Sasuke.
- „Więc
nie jestem jedyną osobą, która tak piekielnie się jej boi” -
Przemknęło mi przez głowę.
Haruno
momentalnie się rozluźniła i z beztroskim wyrazem twarzy,
odwróciła się do nas.
-
To co? Może pójdziemy na ramen?
Przerażająca.
Tyle mam do powiedzenia.
-
W-Wiesz... - Położyłam dłoń na karku. - Dzisiaj już nie dam
rady... Tyle się nabiegałem...! - Tyrpnęłam Kakashiego wolnym
łokciem.
-
J-Ja też. - Dodał szybko. - Zresztą wy też musicie odpocząć.
Umyć się i takie tam... - Wymyślał na poczekaniu.
Spuściła
wzrok na swoje ubrania. Dopiero teraz przypomniała sobie o
osmalonych i podziurawionych rzeczach. Zaróżowiona, nerwowo
poprawiła włosy.
-
Może masz rację sensei... - Mruknęła onieśmielona, a my
odetchnęliśmy z ulgi w duchu.
- „Byleby
już nie widzieć jej dzisiaj.” - Pomyślałam.
-
T-To... - Zająknął się Kakashi. - My musimy iść. Rano jeszcze
do Hokage i w ogóle, a trzeba być wypoczętym.
W
tym momencie miałam ochotę pacnąć się w czoło. Bardziej
wiarygodnego kłamstwa nie mógł wymyślić?! To aż takie trudne?
Człowieku, przecież oni się na to nie nabiorą!
-
Aha... - Mruknął Naruto. - To znaczy, że jutro nie ma treningu?
- „On
poważnie w to uwierzył?!” - Odwróciłam się szybko w jego
stronę, przy okazji wytrzeszczając oczy. - „POWAŻNIE?!”
-
Myślę, że skoro dzisiaj tak dobrze pracowaliście, możemy zrobić
sobie jeden dzień wolnego. - Odparł Kakashi. - No to...
Oyasuminasai. (jap. Dobranoc)
Pożegnaliśmy
się z Geninami. Zanim jednak odwróciłam się, spojrzałam po ich
twarzach. Uzumaki był obojętny, Uchiha lekko podejrzliwy, a Haruno
robiła do mnie maślane oczy. Wzdrygnęłam się i szybkim krokiem
ruszyłam w stronę domu Hatake, a on zaraz za mną.
-
Jak ty możesz uczyć tego różowego potwora?! - Syknęłam jak
najciszej, rozglądając się, czy jesteśmy wystarczająco daleko od
jego uczniów.
-
Staram się unikać takich konfrontacji. - Mruknął, lekko
rozbawiony.
-
To nie jest śmieszne! Ma tak przerażającą twarz, że przez cały
mój krzyż przebiegły dreszcze z DWA RAZY! - Wzdrygnęłam się na
wspomnienie.
-
Też mam ciarki za każdym razem, kiedy to widzę. Nic na to jednak
nie poradzę, więc udaję, że nic takiego nie miało miejsca.
- Uniósł kąciki ust do góry.
To
chyba był UŚMIECH. Chociaż jakoś mu nie wyszedł. Bardziej
przypominał grymas. Jakby małe dziecko jedzące cytrynę, udawało
twardziela. Zabawny widok. Parsknęłam śmiechem.
Gdy
weszliśmy do domu, całe napięcie zniknęło. Znajome otoczenie
pozwoliło nam się zrelaksować i wziąć porządny, głęboki
wdech. Po ściągnięciu butów ruszyłam w stronę kuchni. Wstawiłam
czajnik z wodą.
-
Chcesz herbaty? - Spytałam.
-
Jasne. - Rzucił wyciągając się na sofie z książką w dłoni.
Stawiając
kubki na blacie, do głowy wpadł mi niezły pomysł na zemszczenie
się. Skoro próbował 'wyswatać' mnie z Sakurą. Zrobię też coś
w tym guście. Wyszczerzyłam się sama do siebie.
-
Idę wziąć prysznic. Przypilnuj czajnika. - Oznajmiłam, wchodząc
po schodach.
Chwilę
później stałam w kabinie. Niecałe 10 minut później stałam w
pokoju przed plecakiem z ubraniami, zawinięta w ręcznik. Odwróciłam
torbę i wysypałam wszystko z niej.
- „Gdzie
to, do cholery, jest?!”
Wtedy
w moje dłonie wpadła obcisła bluzka na cienkich ramiączkach w
kolorze beżowym. Zaraz za nią znalazły się jeansowe, opinające
spodenki. Uniosłam brew w geście triumfu. Szybko wcisnęłam się w
znalezione rzeczy. Ruszyłam po szczotkę. Niedługo potem kaskady
moich, długich włosów spływały po plecach. Obejrzałam się w
lustrze, okręcając.
-
Myślę, że jest dobrze. - Odparłam zwycięsko.
Skierowałam
się z powrotem do kuchni. Gdy weszłam do salonu, poczułam na sobie
intensywny wzrok mężczyzny na sobie. Jak gdyby nigdy nic, podeszłam
do blatu po kubki. Kiedy miałam już je chwycić, przypomniało mi
się, że gdzieś powinny być jeszcze przekąski. CHYBA w dolnych
szafkach. Schyliłam się do nich, bez najmniejszej próby ugięcia
kolan. W skrócie – wypięłam się tyłkiem w stronę Kakashiego.
Dyskretnie spojrzałam na niego. O mało co nie parsknęłam ze
śmiechu. Cały zarumieniony wlepiał swój wzrok w moje krągłości.
Po marszczeniach maski mogłam stwierdzić, że jego usta są
otwarte.
Wyprostowałam
się, wyciągając paczkę chipsów. Włożyłam ją sobie pod pachę,
a w dłonie wzięłam kubki i ruszyłam na sofę. Hatake cały ten
czas milczał.
-
Coś się stało? - Zapytałam niewinnie, przez 'przypadek'
nachylając się zbyt mocno, aby postawić naczynia.
Za
nim cokolwiek odpowiedział, odchrząknął, jakby chciał zebrać
myśli. W środku telepałam się cała ze śmiechu. To zażenowanie
wymalowane na jego twarzy, lekki rumieniec na skrawku odsłoniętego
policzka. Widok godny zapamiętania. Warto było wbić się w te
ciasne ciuszki jedynie dla tej chwili. Kakashi zsunął nogi z
kanapy, robiąc mi tym samym miejsce.
-
Em... T-To nic takiego... - Uśmiechnął się wymuszenie, próbując
tym samym ukryć swoje prawdziwe emocje.
Widać
było, że cały ten czas próbuje utrzymać wzrok na wysokości
mojej twarzy, nie pozwalając sobie na spuszczenie go niżej.
-
Źle się czujesz? - Przysunęłam jego twarz do swojej.
Dzieliło
nas teraz jakieś dwadzieścia centymetrów. W odpowiedzi na mój
gest, wciągnął gwałtownie powietrze, jakby bojąc się, że
mogłabym całe zgarnąć dla siebie. Ledwo powstrzymywałam się
przed wybuchem śmiechu.
-
W-W-Wszystko w-w p-porządku! - Burknął, a jego uszy zaczynały się
robić czerwone.
-
Na pewno? Źle wyglądasz. - Złapałam go za podbródek.
Przełknął
głośno ślinę. Przekręciłam jego głową w jedną stronę, a
potem w drugą i znów spojrzałam mu w oczy. Ściągnęłam brwi w
'niby zmartwieniu'. Przyłożyłam dłoń do czoła mężczyzny,
udając, że sprawdzam temperaturę.
Cały
ten czas Hatake był podparty na wyprostowanych rękach. Nieświadomie
przesunął jedną dłoń bliżej krawędzi, co poskutkowało głośnym
upadkiem z sofy. Zacisnął oczy.
-
Itai, itai... - Mruknął pod nosem.
Kiedy
znowu uniósł powieki, zamarł. Prawdopodobnie to zachowanie było
spowodowane tym, że oparłam się rękoma o krawędź mebla, co
uwydatniło moje, kobiece krągłości.
-
Nic ci się nie stało?! - Zeskoczyłam z kanapy, okrakiem siadając
na nim.
Wstrzymał
oddech, aby po chwili zacząć oddychać w przyspieszonym tępię.
Pochyliłam się nad nim.
-
Nie ruszaj się. Muszę sprawdzić, czy nic się nie stało z twoją
głową. Nieźle nią huknąłeś o podłogę.
Delikatnie
wplotłam palce w siwe włosy mężczyzny, unosząc jego łepetynę
do góry. Chcąc sprawdzić tył jego czaszki, musiałam się
nachylić. Poskutkowało to tym, że mój biust znajdował się
jakieś piętnaście centymetrów od jego twarzy.
Ostrożnie
przeczesałam włosy, sprawdzając, czy gdzieś pomiędzy nimi nie ma
rany albo czegoś podobnego. Na szczęście nic nie znalazłam. Kiedy
jednak się odsunęłam od szarowłosego, zamarłam. Siedział przede
mną Kopiujący Ninja, czerwony jak burak, z szeroko otwartymi
oczami. Zamrugałam parę razy, a następnie parsknęłam śmiechem.
Nie wytrzymałam już. Zresztą nie było już sensu dalej grać,
osiągnęłam swój cel.
Schyliłam
się do jego ucha i szepnęłam uwodzicielsko:
-
Zemsta jest słodka, nie uważasz? - Wyprostowałam się, wybuchając
gromkim śmiechem.
Hatake
siedział zdezorientowany, wpatrując się we mnie jak jakiegoś
głupka. Gdy się już trochę uspokoiłam, odparłam:
-
To za Sakurę. W lesie. Mówiła ci, że policzymy się w domu.
Kakashi
otwierał i zamykał buzie, niczym ryba wyjęta ze stawu. Chciał coś
ewidentnie powiedzieć, ale sam nie wiedział do końca co. Wstałam
lekko zataczając się oraz nie mogąc utrzymać równowagi. Cały
czas się śmiejąc, rzuciłam przez plecy, wchodząc na pierwszy
stopień schodów:
-
Szkoda, że nie widziałeś swojej miny. - Kolejna salwa. - Idę się
przebrać. - Otarłam łzy, zostawiając sparaliżowanego mężczyznę
samego.
~~>
Kakashi <~~
-
„Zemsta jest słodka”
W
mojej głowie wciąż rozbrzmiewały jej słowa. Więc o to chodziło
w tym wszystkim. Zaśmiałem się nerwowo, jednak chwilę później
zamilkłem. Gdyby wtedy się nie odsunęła, byłoby źle. Wplotłem
palce w czuprynę, prostując się do siadu.
Życie,
które prowadziłem, często stawiało przede mną kobiety, które
uwodziły mnie. Jednym udawało się to bez problemu, inne zaś
musiały obejść się 'smakiem'. Nigdy jednak nie zdarzyło mi się
nic podobnego do dzisiejszego wydarzenia.
Te
wypieki na mojej twarzy... One nie pokazywały mojego zażenowania,
czy czegokolwiek podobnego. One odzwierciedlały chęć dotknięcia
jej, a sama myśl o tym była tak dziwna i za razem kusząca, że
policzki samoistnie zapłonęły rumieńcem. Chciałem położyć
dłoń na ciele Masumi, ale nie mogłem. Przecież ona jest jedynie
moją uczennicą. Fakt, że byłą, ale jednak uczennicą.
Jej
wybryk przyprawił mnie o zawał, jednak uświadomił również, że
dla mnie już dłużej nie mieści się w kategorii DZIECKO. Przez
ten cały czas, gdy tu mieszkała, nie była dla mnie niczym więcej
niż Geninem. Mogłem się z nią droczyć, zaczepiać i bez
przeszkód zmuszać do rumienienia się. Jednak nigdy, tak jak teraz,
nie byłem świadom, że patrze w oczy kobiecie, gotowej niedługo
założyć rodzinę.
Wytrzeszczyłem
oczy. Może nie gotowej, ale już robiącej drobne kroczki w tym
kierunku razem z Kimś u boku. Pokręciłem głową. Nie moja sprawa.
Może i odkryłem, że Masumi znaczy dla mnie coś więcej, to w
prawdzie nie jest miłość, ale bardziej zauroczenie, ona jednak nie
musi widzieć mnie w tym samym świetle. Zresztą jeśli będzie
chciała, sama powie o swoim życiu.
Wziąłem
głęboki wdech. Muszę jednak przyznać, że nieźle się
prezentowała w tym wdzianku. Zaśmiałem się pod nosem. Wstałem i
z powrotem położyłem się na kanapie. Podłożyłem ręce pod
głowę, spoglądając w zamyśleniu na sufit. Zacząłem się
zastanawiać. W sumie dlaczego zainteresowałem się właśnie nią?
No, w sumie nie jest jakoś wyróżniającą się osobą. Spotkałem
wiele pięknych kobiet, ubranych w bogato zdobione kimona, złote
spinki we włosach i niesamowicie precyzyjny makijaż. Ona była
ikoną prostoty. Żadnych dodatków, 'tapety' na twarzy, włosy
zawsze upięte w ścisły kok. W przypadku tych 'pięknych motyli'
nigdy to nie było coś, co ciągnęłoby mnie do stałego związku.
Przeważnie chciałem tylko i wyłącznie przelotnych romansów.
Chwili zapomnienia, która zapełniała pustkę w moim sercu. Tutaj
było inaczej. Chciałem, żeby jak najwięcej ze mną rozmawiała:
żaliła się na pogodę, śmiała, opowiadała o sobie, nawet
płakała. Wystarczało mi spędzanie razem czasu. To wszystko czego
potrzebowałem w obecnej chwili do szczęścia. I pytanie nadal nie
zostało wyjaśnione. Dlaczego ona...?
Z
rozmyślań wyrwały mnie odgłosy bosych stóp, schodzących po
stopniach. Przymknąłem oczy, stwierdziłem, że najlepiej będzie
udawać śpiącego albo chociaż drzemiącego. Czemu? Nie mam
zielonego pojęcia, po prostu poczułem taką potrzebę. Może bałem
się spojrzeć jej w oczy, bojąc się, iż odgadnie o czym teraz
myślę? Może chciałem się na moment odizolować? A może po
prostu poczułem się śpiący? Sam nie wiem.
Oparcie
sofy ugięło się pod moją głową. Uchyliłem powieki. Wstrzymałem
oddech. Jakieś piętnaście centymetrów nade mną, wisiała
twarz Fukurō. Teraz jednak miała włosy związane w koka.
-
Tylko nie mów mi, że cały ten czas robiłeś REPLAY mojego
'uwodzenia'. - Uniosła brew.
Nie
odezwałem się słowem. Cisza trwała przez jakąś minutę, aż nie
zaczęła jej ciążyć.
-
Teraz będziesz udawał wielce obrażonego? - Parsknęła śmiechem.
-
Nie. Nawet o tym nie pomyślałem. - Spojrzała na mnie pytająco. -
Kazałaś się nie odzywać, jeśli będę przeżywał jeszcze raz
TEN moment. - Wyszczerzyłem się.
Westchnęła,
ewidentnie zrezygnowana, po czym poczułem uderzenie w głowę.
-
Baka~. - Mruknęła, prostując się i ruszając w kierunku kuchni.
-
Zaraz głupek. Po prostu chciałem być uprzejmy. - Powiedział, z
powagą godną podziwu.
Dziewczyna
tylko pokręciła głową.
-
Co chcesz na kolację? - Rzuciła przez ramię.
-
Coś jadalnego? - Oznajmiłem, rozbawiony.
-
Bardzo śmieszne. - Zmroziła mnie wzrokiem. - A tak na serio? -
Dodała już zwykłym, ciepłym tonem.
-
Bez różnicy. Zjem wszystko co mi dasz. - Uśmiechnąłem się
szczerze.
-
To czego ty tam nie lubiłeś...? - Zmrużyła oczy, spoglądając na
mnie.
Zrezygnowany
jedynie westchnąłem. Ta kobieta, kiedyś na pewno mnie otruje.
Nawet nie będę wiedział kiedy.
Jakieś
trzydzieści minut później, na stole pojawił się talerz z pysznie
wyglądającymi Onigiri.
Na ten widok zagwizdałem. Masumi ściągnęła brwi.
-
Mi zajęłoby to lekko godzinę, jak nie więcej. Poza tym nie byłyby
takie kształtne.
-
Przesadzasz. - Machnęła ręką, wracając po kubki z zieloną
herbatą. - Zwykłe kulki ryżowe i tyle.
Wzruszyłem
ramionami, sięgając po jedną porcję.
-
Pycha. - Westchnąłem.
-
Nie mów z pełną buzią. - Pokręciła głową. - Z tobą gorzej
jak z dzieckiem.
-
Wypłaszam szobie! (Wypraszam sobie!) - Mruknąłem, zajadając się
dalej.
Po
kuchni rozszedł się dźwięczny śmiech Masumi.
Niedługo
potem wzięliśmy kąpiel, oczywiście osobno. Potem położyliśmy
się do łóżka. Tak, razem. Ona cały czas upierała się przy tym,
że będzie spać na kanapie. Jako gospodarz domu nie mogłem na to
pozwolić. Poza tym jest kobietom, a kobietom ustępuje się. Tak
nakazuję kodeks prawdziwego mężczyzny.
Kiedy
skończyła układać swoją 'zaporę' (koce – przyp. Auto.),
ułożyła się na boku i szepnęła ciche 'dobranoc'. Chwilę
później już spała. Ja za to nie mogłem usnąć. Dzisiejsze
wydarzenia dały mi dużo do myślenia. Dodatkową przyczyną była
twarz Masumi podczas snu. Wyglądała uroczo. Lekkko rozchylone usta,
niewinna minka i delikatny róż na policzkach. Właśnie z tym
obrazem przed oczami, usnąłem.
~~>
Masumi <~~
Otaczały
mnie znajome budynki, dziwnie sentymentalne. Przypominające mi...
Właśnie, co? Nie mogłam sobie przypomnieć. Wydawało mi się, że
od tych zwykłych, czterech ścian emanuje bezpieczeństwo i troska.
Rzeczy, których na co dzień nie spotykam. Poza tym nie umiałam
nazwać miejsca mojego pobytu.
Nagle
spostrzegłam, że wokół mnie gromadzą się ludzie. Mówią coś
do mnie, chyba śmieją się i witają. Trudno mi było powiedzieć
dokładnie. Głosy były stłumione jakby ktoś między nami postawił
grubą szybę nie przepuszczającą dźwięków. Dodatkowym problemem
były ich twarze, a raczej ich brak. Były tak zamazane, że jedynie
po ubraniu mogłam rozpoznać płeć. Wyciągnęłam do nich dłoń,
chcąc sprawdzić, czy aby nie zostałam zamknięta w jakimś
szklanym więzieniu. Wtedy moją uwagę przykuło to, że moich rąk
nie zakrywał przylegający materiał. Spojrzałam na siebie.
Zamrugałam parę razy, żeby się upewnić. Miałam na sobie a'la
kimono. Było krótsze, sięgało za kolano, z rozcięciem na boku.
Śliwkowe fałdy sukna były wykończone ciemniejszym odcieniem
fioletu. Przepasana byłam czarnym Obi (jap. pas/szarfa do kimona), a
następnie lila-różowym sznurem. Cały strój miał oddzielnie
rękawy, podobnie jak szarfa, barwy czarnej. Przewiązane były
również jasnofioletową liną, a wykończone były lekko
niebieskawymi kwiatami. Na stopach miałam buty Shinobi, sięgające
aż kolan, w odcieniach kimona. Co dziwniejsze nie miałam maski, a
moje włosy latały swobodnie, przewiązane jedynie u dołu sznurem z
dwoma, dużymi dzwonkami. Za każdym razem jak przekręcałam głowę
wydawały uspokajający brzęk.
Gdy
już zbadałam swój ubiór dokładnie, przed moimi oczami ukazało
się pięć sylwetek. Były bardziej wyraźne niż pozostałe, ale
nadal nie mogłam ujrzeć ich twarzy. W moim kierunku przybliżył
się chyba chłopak, oznajmiając:
-
Znaleźliśmy ją, sensei. Bawiła się niedaleko na polanie, obok
strumienia.
Sensei?
Ewidentnie mówił do mnie, ale... O co tu chodziło? I kto się
bawił? Zdezorientowana spojrzałam na postać. Wtedy zauważyłam,
że miał kogoś na plecach. Dziecko. Jeśli nie myliłam się, to
dziewczynka. Widziałam ją wiele wyraźniej niż innych. Postawił
ostrożnie małą na ziemi. Miała blond włosy, sięgające szyi, i
oczy niczym dwie monety z najszlachetniejszego kruszcu, złota.
Ubrana była w czerwone Qipao z
lśniącymi wykończeniami. Usłyszałam jej dźwięczny śmiech, a
następnie głosik:
-
Haha! (jap. Mama – przeważnie tylko małe dzieci używają tego
zwrotu) – Rzuciła mi się w ramiona, a ja jakby nigdy nic,
złapałam ją.
Moje
ciało samo reagowało. Mówiłam coś do niej, ale sama nie
wiedziałam co. Dziewczynka przytuliła się do mnie.
Nagle
spod mojego rękawa wypłynął zielony dym. Zaczął owijać się
wokół małego ciałka. Kiedy już był przy szyi, jego kształt
zmienił się. Przypominał małego, smukłego smoka. Oplótł szyję
dziecka, po czym mocno zacisnął. Mała otworzyła usta w niemym
krzyku, a stwór korzystając z okazji wpełzł do jej ust.
Zaprzestał swoich poczynań dopiero, gdy cały wszedł. Oczy
dziewczynki zabłysnęły na zielono. Jej kończyny opadły
bezwładnie. Po chwili jednak wszystko wróciło do normy. Już
chciałam odetchnąć, kiedy słodką buźkę wykrzywił przerażający
uśmiech.
-
Jesteś za słaba. Jesteś za słaba. Jesteś za słaba. - Powtarzało
niczym mantrę, dziecko chrapliwym, zupełnie obcym głosem. - Nie
możesz być Nosicielem.
Usta
złotowłosej rozwarły się nienaturalnie szeroko, ukazując
upiornie duże i ostre zębiska. Rzuciła się w moją stronę.
Zerwałam
się, z niemym krzykiem na ustach, do siadu. Ciężko łapiąc
powietrze, próbowałam uspokoić walące serce. Cały czas jednak
miałam przed oczyma zniekształconą twarz dziecka.
Prawdopodobnie mojego dziecka. Takie realistyczne
sny zawsze oznaczały jedno – wizję. Zdarzało się, że 'dar',
który mam, chce pokazać mi tak ważną wizję, że jej siła
mogłaby zwalić mnie z nóg podczas rutynowego dnia. Wzięłam
głęboki oddech. Nic to nie dało. Za mało to powietrza. Świeżego
powietrza.
Usiadłam
na brzegu łóżka.
-
Wszystko w porządku? - Usłyszałam za plecami.
-
T-Tak. Muszę się tylko przewietrzyć. Zły sen. Sam rozumiesz. -
Wzruszyłam ramionami, wcale nie odwracając się do Kakashiego.
-
Taa. Tylko kładź się szybko spać. - Mruknął w poduszkę.
Ruszyłam
do drzwi balkonowych. Otworzyłam je na oścież. Noc była ciepła,
jak na tą porę roku przystało. Wzięłam kolejny głęboki wdech.
Od razu lepiej. Oparłam się o barierki. Po mojej głowie jak echo
rozeszły się słowa:
-
Jesteś za słaba. Jesteś za słaba. Jesteś za słaba.
Chwila
przerwy a zaraz po niej, kolejna salwa mantry:
-
Nie możesz zostać Nosicielem. Nie możesz zostać Nosicielem. Nie
możesz zostać Nosicielem...
Nagle
mnie olśniło. Spojrzałam niewidzącym wzrokiem w dal. Byłam
przerażona własnym odkryciem.
-
T-To nie może być... Prawdą... Nie... - Szeptałam sama do siebie
w amoku. - T-To nie ja miałam być... On... Braciszek...
Ale Nosiciel... Dlaczego t-teraz?... CZEMU JA?!... -
Złapałam się za głowę.
To
źle wróży. Bardzo źle... Ruszyłam z powrotem do łóżka.
Myślę,
że rozdział nie jest zły. W szczególności podoba mi się koniec.
Nie wiem jak Wam. Przepraszam, że tak długo nie pojawiały się
notki. 1. Mam MAŁE problemy w szkole. 2. Jestem leniwa. 3. Tak mało
motywujących komentarzy. 4. Brak pomysłu. Mam nadzieję, że to
wszystko wyjaśnia.
Jak
podoba się Wam nowy szablon bloga? Więcej info. Dlaczego taki w
zakładce Masumii no Sekai (jap. Świat Masumii)
Poza
tym pozdro dla Anonimów piszących po engliszowemu. Nieźle się
uśmiałam.
Następna
notka będzie na drugim blogu. Myślę, że pojawi się w ten
weekend. Więc tak za 2-3 tygodnie będzie nowa. (Rozdziały dodaję
tylko w weekendy. 'pt-nd')
Tutaj
macie zdjęcia, dla zobrazowania.
a'la
kimono Masumi:
Dziewczynka na plecach chłopaka:
Do napisania ~~ ♥
Przez przypadek trafiłam na Twojego bloga i powiem Ci, że jest genialny. Pierwszy raz spodobała mi się historia nowo wprowadzonej postaci do świata Naruto i tak świetnie wykreowaną i wplecioną fabułę ;D Na dodatek świetnie oddajesz charakter drużyny 7, rzadko komu się udaje, zwłaszcza zachowanie Sakury ;D
OdpowiedzUsuńMasumii frajerze. Dlaczego dialgi piszesz od kropek? Xd
OdpowiedzUsuńKakashi ty psie na baby! *tyrpie go łokciem w bok*
Mi tu brakowało jeszcze zazdrosny Sakurwy xd
Pisaj szybciej! xd
Notka super, to wiesz. Ale jest jedno "ale"... DLACZEGO TY CIOŁKU-MATOŁKU NIE PISZESZ DŁUŻSZYCH NOTEK ?! Czekam na next, streszczaj siem :D
OdpowiedzUsuńTo było Świetne! Ale wiesz, że cie nienawidzę , za to, że oni jeszcze nie są razem, nie :P No i wygląd tego bloga! ŚWIETNY! Chciałabym tak umieć robić :P Ah, ah, no cóż czekam na następną notkę i zapraszam do mnie :D
OdpowiedzUsuńNo, jestem! :D
OdpowiedzUsuńFabuła się rozwija, a mnie przy okazji ciekawość zżera ;>. Pisz notkę cholero jedna, bo chcę wiedzieć co będzie dalej!
Sowa coś kombinuje, tylko pytanie CO?! Kakashi, biedaczek.. Wodzony na pokuszenie xD haha. Będzie love story? ;> Hm hm hm. Wyjdzie w praniu zapewne, na bank nic mi nie zdradzisz, no ;__; !!!
Życzę weny! Chęci! I czasu!
Sayo~! (^.^)
No to końcówką mnie zaskoczyłaś :D Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji ;o pisz szybciej, bo nie mogę się doczekać co znowu Masumi wymyśli aby odegrać się na Kakashim! *o*
OdpowiedzUsuńTy Masumii!! Gdzie jest notka co ? ! Aj obijasz się coś ! ;/ Jakby co zapraszam do mnie :
OdpowiedzUsuńkaka-ai.blogspot.com
bleach-new-story.blogspot.com
i czekam na notke !