27 maja 2013

Rozdział 14: Zły omen.


Witam po długim czasie. ~~ ♥
Tak, więc chciałabym zaznaczyć, że komentarze mile widziane. (Ostatnio jakoś się nie popisaliście... QuQ)
Chciałabym też zaznaczyć, że w tym rozdziale są humorystyczne, jak i psychopatyczne (?), momenty. Na te drugie proszę się przyszykować pod koniec notki.
INDŻOJ! >w<

Nasz trening trwał do późnego wieczora i kiedy wracaliśmy, ulice Konohy były już dawno oświetlone. Gwiazdy świeciły na niebie, sowy pohukiwały, a ludzie przyglądali się nam. Nie ma co się im dziwić, Genini wyglądali... Jak przypalone pianki nad ogniskiem? Tak, to chyba dobre porównanie. Ich ubrania były gdzieniegdzie powypalane, ciała zaś osmalone, nie wspominając już o twarzach. Końcówki włosów poczerniały tu i tam. Na ten widok miałam ochotę rzucić się na ziemie, a potem turlać ze śmiechu. Powstrzymywałam się jedynie resztkami silnej woli.
- Kakashi-sensei. - Jęknął Naruto. - Przypomnij mi jeszcze raz, dlaczego ćwiczyliśmy akurat TO? - Obrzucił siwowłosego zawistnym spojrzeniem.
Blondyn mówiąc TO, miał na myśli niezwykle wymyślny trening Hatake. Jego team musiał poprawić szybkość i zwinność, więc postanowił zmotywować ich w jakiś porządny sposób. Używając ogniowych technik, wymuszał na Geninach natychmiastową reakcję. Nie zawsze jednak nadążali za nauczycielem i jego zawrotną prędkością, co kończyło się oparzeniami, które, jako jedyny medyk w pobliżu, musiałam leczyć.
W sumie to dobrze się przy tym bawiłam. No, bo przecież nie co dzień widzi się syczącego z bólu Sasuke, udającą twardziela Sakurę i próbującego wypaść lepiej od młodego Uchihy Naruto. Widok czasami był tak komiczny, że nie mogłam powstrzymać parsknięć śmiechu.
Teraz jednak nie to chodziło mi po głowie. Musiałam znaleźć jakąś perfidną zemstę na Kakashi'ego za to całe zajście w lesie. Nie byłam wstanie mu tego darować tak po prostu. To uwłaszczałoby mojej dumie, a jako, że jestem Shinobi, tym bardziej nie wypadałoby zostawić tego w takim stanie. Niewybaczalne!
Spojrzałam na rozgwieżdżone niebo nad nami, zatapiając się w rozmyślaniach o różnych, bardzo bolesnych torturach dla Hatake. Przesuwając wzrokiem po firmamencie, natrafiłam przez przypadek na księżyc. Jutro albo następnej nocy będzie pełnia. Muszę oddać ten cholerny zwój. Na śmierć o nim zapomniałam. Myślałam, że przez jakiś czas nie będę musiała oglądać Jego „słodkiej” buźki. Te jego oczy przeszywające mnie na wskroś, widzące we mnie jedynie element badawczy, jakoś nie bardzo przemawiały do mojej osoby. Będzie trzeba szybko to załatwić i zmywać się stamtąd.
Była jednak druga, ta lepsza, strona owej nocy. W końcu będę mogła spotkać się z Haną. Uwielbiam spędzać z nią czas. Rozmawiamy wtedy o wszystkim, śmiejemy się, płaczemy, pocieszamy i smucimy. Czasami siedzimy po prostu obok siebie, byleby czuć bliskość drugiej. W bądź razie tak było zanim dotarłam do wioski. Dziwnym zrządzeniem losu, trafiałyśmy na siebie w różnych stronach kraju. Ona przeważnie wykonywała misję, lub szukała jakiś leków dla zwierząt, ja zaś czerpałam nauki w danej wiosce.
Oczywiście wiedziała, że jestem tej samej płci co ona, rozgryzła mnie od razu, przy naszym, pierwszym spotkaniu w dzieciństwie. Miałyśmy wtedy chyba po 3 latka. Piekielnie dobry węch i spostrzegawczość jednak robią swoje. Wybłagałam u niej, aby pozostało to tylko pomiędzy nami. Zgodziła się bez większych trudności.
Kiedy spotkałyśmy się po tych długich, bodajże dwóch latach, uprosiłam u niej, zatajenie, że nasze drogi skrzyżowały się ponownie. Nie chciałam, żeby wioska dowiedziała się już teraz o moim istnieniu. Próbowaliby jak najszybciej ściągnąć mnie z powrotem, co kolidowałoby z planem, który sobie wyznaczyłam. W tym wypadku przystanęła na moją prośbę już bardziej niechętnie. Nie była pewna, czy dobrze robi, zatajając tak ważną prawdę.
Gdy zauważyłam w jej oczach wahanie, oznajmiłam:
- Nie bój się. To nie tak, że mam zamiar wiecznie żyć w 'zapomnieniu'. - uśmiechnęłam się. - Chcę zobaczyć jak najwięcej się da. Nauczyć tyle, żeby nie móc nic więcej wcisnąć do głowy. Zaprzyjaźnić się z każdym, kogo spotkam. Bez względu na wszystko, chcę zobaczyć cały świat Shinobi.
Musiała zobaczyć w moim spojrzeniu tą iskrę, którą specjalnie rozpaliłam. Byłam dobrym kłamcą. Naprawdę genialnym.
Uśmiechnęłam się pod nosem i wróciłam do świata rzeczywistego. Mój wzrok padł na Kakashiego kolejny raz tłumaczącego Naruto, jak ważny jest trening poprawiający szybkość. Pokręciłam głową, rozbawiona.
- No, ale...! - Zaczął, już lekko poddenerwowany, Uzumaki. - Dlaczego zaraz sensei musiał wykorzystywać Ogniowe Techniki?!
Hatake westchnął, powoli mając dość paplania Genina. Do akcji wkroczył Sasuke:
- Urusai, Usuratonkachi. (jap. Zamknij się, idioto) – Mruknął, wyniośle. - Jesteś tak wolny, że Kakashi musiał jakoś cię zmotywować.
- Ty...! - Blondyn zagroził mu pięścią przed nosem. - I kto to mówi?! - Warknął. - Te dziury, to niby ozdoba? - Wskazał na czarne, wypalone ślady.
Młody Uchiha zapowietrzył się. Jednak zaraz potem jego postawa zmieniła się diametralnie. Spoglądał na Naruto z wyższością i gniewem. Uniósł brew:
- Ja przynajmniej nie wyglądał tak tragicznie. Potrafię jeszcze się obronić przed prostymi atakami. - Jego wzrok padł na w połowie spalony rękaw, potem na zwęgloną czuprynę i na końcu na błękitne oczy ciskające gromy.
Brunet zadowolony uniósł kącik ust. Wtedy się zaczęło. W życiu nie widziałam tak ciętej i szybkiej wymiany znać. Niczym pociski wyskakujące z pistoletu, strzelali do siebie ripostami. Zszokowana przyglądałam im się, a wraz ze mną inni przechodnie. Kakashi przeczesał czuprynę, mamrocząc coś nie wyraźnie pod nosem. Chyba mówił 'Jakie to kłopotliwe'. Sakurze zaś niebezpiecznie drgała brew, a na skroni ukazała się pulsująca żyłka. Na ten widok przełknęłam ślinę. Młoda Haruno była cholernie, ale to NAPRAWDĘ cholernie, przerażająca. Odsunęłam się od nich o jakieś dwa kroki w bok.
- „Zaraz wybuchnie...” - pisnęłam w myślach.
Hatake zauważając dopiero teraz moje zachowanie, zrobił dokładnie to samo. Trzeba przyznać, że wybrał idealny moment, bo chwilę później różowowłosa wkroczyła do akcji. Najpierw zdzieliła z całej siły Naruto, który po chwili jęczał 'Za co Sakura-chan?!', następnie podeszła do bruneta, lecz nie zamachnęła się na niego. Zacisnęła pięści i uśmiechnęła się zbyt słodko, aby nazwać to szczerym gestem. Jedyne co mogłam o tym powiedzieć to, że przez tą 'radość' poczułam ciarki na plecach.
-Moglibyście się nie kłócić? - Zapytała dziewczyna.
- H-Hai. - Wyjąkał Sasuke.
- „Więc nie jestem jedyną osobą, która tak piekielnie się jej boi” - Przemknęło mi przez głowę.
Haruno momentalnie się rozluźniła i z beztroskim wyrazem twarzy, odwróciła się do nas.
- To co? Może pójdziemy na ramen?
Przerażająca. Tyle mam do powiedzenia.
- W-Wiesz... - Położyłam dłoń na karku. - Dzisiaj już nie dam rady... Tyle się nabiegałem...! - Tyrpnęłam Kakashiego wolnym łokciem.
- J-Ja też. - Dodał szybko. - Zresztą wy też musicie odpocząć. Umyć się i takie tam... - Wymyślał na poczekaniu.
Spuściła wzrok na swoje ubrania. Dopiero teraz przypomniała sobie o osmalonych i podziurawionych rzeczach. Zaróżowiona, nerwowo poprawiła włosy.
- Może masz rację sensei... - Mruknęła onieśmielona, a my odetchnęliśmy z ulgi w duchu.
- „Byleby już nie widzieć jej dzisiaj.” - Pomyślałam.
- T-To... - Zająknął się Kakashi. - My musimy iść. Rano jeszcze do Hokage i w ogóle, a trzeba być wypoczętym.
W tym momencie miałam ochotę pacnąć się w czoło. Bardziej wiarygodnego kłamstwa nie mógł wymyślić?! To aż takie trudne? Człowieku, przecież oni się na to nie nabiorą!
- Aha... - Mruknął Naruto. - To znaczy, że jutro nie ma treningu?
- „On poważnie w to uwierzył?!” - Odwróciłam się szybko w jego stronę, przy okazji wytrzeszczając oczy. - „POWAŻNIE?!”
- Myślę, że skoro dzisiaj tak dobrze pracowaliście, możemy zrobić sobie jeden dzień wolnego. - Odparł Kakashi. - No to... Oyasuminasai. (jap. Dobranoc)
Pożegnaliśmy się z Geninami. Zanim jednak odwróciłam się, spojrzałam po ich twarzach. Uzumaki był obojętny, Uchiha lekko podejrzliwy, a Haruno robiła do mnie maślane oczy. Wzdrygnęłam się i szybkim krokiem ruszyłam w stronę domu Hatake, a on zaraz za mną.
- Jak ty możesz uczyć tego różowego potwora?! - Syknęłam jak najciszej, rozglądając się, czy jesteśmy wystarczająco daleko od jego uczniów.
- Staram się unikać takich konfrontacji. - Mruknął, lekko rozbawiony.
- To nie jest śmieszne! Ma tak przerażającą twarz, że przez cały mój krzyż przebiegły dreszcze z DWA RAZY! - Wzdrygnęłam się na wspomnienie.
- Też mam ciarki za każdym razem, kiedy to widzę. Nic na to jednak nie  poradzę, więc udaję, że nic takiego nie miało miejsca. - Uniósł kąciki ust do góry.
To chyba był UŚMIECH. Chociaż jakoś mu nie wyszedł. Bardziej przypominał grymas. Jakby małe dziecko jedzące cytrynę, udawało twardziela. Zabawny widok. Parsknęłam śmiechem.
Gdy weszliśmy do domu, całe napięcie zniknęło. Znajome otoczenie pozwoliło nam się zrelaksować i wziąć porządny, głęboki wdech. Po ściągnięciu butów ruszyłam w stronę kuchni. Wstawiłam czajnik z wodą.
- Chcesz herbaty? - Spytałam.
- Jasne. - Rzucił wyciągając się na sofie z książką w dłoni.
Stawiając kubki na blacie, do głowy wpadł mi niezły pomysł na zemszczenie się. Skoro próbował 'wyswatać' mnie z Sakurą. Zrobię też coś w tym guście. Wyszczerzyłam się sama do siebie.
- Idę wziąć prysznic. Przypilnuj czajnika. - Oznajmiłam, wchodząc po schodach.
Chwilę później stałam w kabinie. Niecałe 10 minut później stałam w pokoju przed plecakiem z ubraniami, zawinięta w ręcznik. Odwróciłam torbę i wysypałam wszystko z niej.
- „Gdzie to, do cholery, jest?!”
Wtedy w moje dłonie wpadła obcisła bluzka na cienkich ramiączkach w kolorze beżowym. Zaraz za nią znalazły się jeansowe, opinające spodenki. Uniosłam brew w geście triumfu. Szybko wcisnęłam się w znalezione rzeczy. Ruszyłam po szczotkę. Niedługo potem kaskady moich, długich włosów spływały po plecach. Obejrzałam się w lustrze, okręcając.
- Myślę, że jest dobrze. - Odparłam zwycięsko.
Skierowałam się z powrotem do kuchni. Gdy weszłam do salonu, poczułam na sobie intensywny wzrok mężczyzny na sobie. Jak gdyby nigdy nic, podeszłam do blatu po kubki. Kiedy miałam już je chwycić, przypomniało mi się, że gdzieś powinny być jeszcze przekąski. CHYBA w dolnych szafkach. Schyliłam się do nich, bez najmniejszej próby ugięcia kolan. W skrócie – wypięłam się tyłkiem w stronę Kakashiego. Dyskretnie spojrzałam na niego. O mało co nie parsknęłam ze śmiechu. Cały zarumieniony wlepiał swój wzrok w moje krągłości. Po marszczeniach maski mogłam stwierdzić, że jego usta są otwarte.
Wyprostowałam się, wyciągając paczkę chipsów. Włożyłam ją sobie pod pachę, a w dłonie wzięłam kubki i ruszyłam na sofę. Hatake cały ten czas milczał.
- Coś się stało? - Zapytałam niewinnie, przez 'przypadek' nachylając się zbyt mocno, aby postawić naczynia.
Za nim cokolwiek odpowiedział, odchrząknął, jakby chciał zebrać myśli. W środku telepałam się cała ze śmiechu. To zażenowanie wymalowane na jego twarzy, lekki rumieniec na skrawku odsłoniętego policzka. Widok godny zapamiętania. Warto było wbić się w te ciasne ciuszki jedynie dla tej chwili. Kakashi zsunął nogi z kanapy, robiąc mi tym samym miejsce.
- Em... T-To nic takiego... - Uśmiechnął się wymuszenie, próbując tym samym ukryć swoje prawdziwe emocje.
Widać było, że cały ten czas próbuje utrzymać wzrok na wysokości mojej twarzy, nie pozwalając sobie na spuszczenie go niżej.
- Źle się czujesz? - Przysunęłam jego twarz do swojej.
Dzieliło nas teraz jakieś dwadzieścia centymetrów. W odpowiedzi na mój gest, wciągnął gwałtownie powietrze, jakby bojąc się, że mogłabym całe zgarnąć dla siebie. Ledwo powstrzymywałam się przed wybuchem śmiechu.
- W-W-Wszystko w-w p-porządku! - Burknął, a jego uszy zaczynały się robić czerwone.
- Na pewno? Źle wyglądasz. - Złapałam go za podbródek.
Przełknął głośno ślinę. Przekręciłam jego głową w jedną stronę, a potem w drugą i znów spojrzałam mu w oczy. Ściągnęłam brwi w 'niby zmartwieniu'. Przyłożyłam dłoń do czoła mężczyzny, udając, że sprawdzam temperaturę.
Cały ten czas Hatake był podparty na wyprostowanych rękach. Nieświadomie przesunął jedną dłoń bliżej krawędzi, co poskutkowało głośnym upadkiem z sofy. Zacisnął oczy.
- Itai, itai... - Mruknął pod nosem.
Kiedy znowu uniósł powieki, zamarł. Prawdopodobnie to zachowanie było spowodowane tym, że oparłam się rękoma o krawędź mebla, co uwydatniło moje, kobiece krągłości.
- Nic ci się nie stało?! - Zeskoczyłam z kanapy, okrakiem siadając na nim.
Wstrzymał oddech, aby po chwili zacząć oddychać w przyspieszonym tępię. Pochyliłam się nad nim.
- Nie ruszaj się. Muszę sprawdzić, czy nic się nie stało z twoją głową. Nieźle nią huknąłeś o podłogę.
Delikatnie wplotłam palce w siwe włosy mężczyzny, unosząc jego łepetynę do góry. Chcąc sprawdzić tył jego czaszki, musiałam się nachylić. Poskutkowało to tym, że mój biust znajdował się jakieś piętnaście centymetrów od jego twarzy.
Ostrożnie przeczesałam włosy, sprawdzając, czy gdzieś pomiędzy nimi nie ma rany albo czegoś podobnego. Na szczęście nic nie znalazłam. Kiedy jednak się odsunęłam od szarowłosego, zamarłam. Siedział przede mną Kopiujący Ninja, czerwony jak burak, z szeroko otwartymi oczami. Zamrugałam parę razy, a następnie parsknęłam śmiechem. Nie wytrzymałam już. Zresztą nie było już sensu dalej grać, osiągnęłam swój cel.
Schyliłam się do jego ucha i szepnęłam uwodzicielsko:
- Zemsta jest słodka, nie uważasz? - Wyprostowałam się, wybuchając gromkim śmiechem.
Hatake siedział zdezorientowany, wpatrując się we mnie jak jakiegoś głupka. Gdy się już trochę uspokoiłam, odparłam:
- To za Sakurę. W lesie. Mówiła ci, że policzymy się w domu.
Kakashi otwierał i zamykał buzie, niczym ryba wyjęta ze stawu. Chciał coś ewidentnie powiedzieć, ale sam nie wiedział do końca co. Wstałam lekko zataczając się oraz nie mogąc utrzymać równowagi. Cały czas się śmiejąc, rzuciłam przez plecy, wchodząc na pierwszy stopień schodów:
- Szkoda, że nie widziałeś swojej miny. - Kolejna salwa. - Idę się przebrać. - Otarłam łzy, zostawiając sparaliżowanego mężczyznę samego.

~~> Kakashi <~~

- „Zemsta jest słodka”
W mojej głowie wciąż rozbrzmiewały jej słowa. Więc o to chodziło w tym wszystkim. Zaśmiałem się nerwowo, jednak chwilę później zamilkłem. Gdyby wtedy się nie odsunęła, byłoby źle. Wplotłem palce w czuprynę, prostując się do siadu.
Życie, które prowadziłem, często stawiało przede mną kobiety, które uwodziły mnie. Jednym udawało się to bez problemu, inne zaś musiały obejść się 'smakiem'. Nigdy jednak nie zdarzyło mi się nic podobnego do dzisiejszego wydarzenia.
Te wypieki na mojej twarzy... One nie pokazywały mojego zażenowania, czy czegokolwiek podobnego. One odzwierciedlały chęć dotknięcia jej, a sama myśl o tym była tak dziwna i za razem kusząca, że policzki samoistnie zapłonęły rumieńcem. Chciałem położyć dłoń na ciele Masumi, ale nie mogłem. Przecież ona jest jedynie moją uczennicą. Fakt, że byłą, ale jednak uczennicą.
Jej wybryk przyprawił mnie o zawał, jednak uświadomił również, że dla mnie już dłużej nie mieści się w kategorii DZIECKO. Przez ten cały czas, gdy tu mieszkała, nie była dla mnie niczym więcej niż Geninem. Mogłem się z nią droczyć, zaczepiać i bez przeszkód zmuszać do rumienienia się. Jednak nigdy, tak jak teraz, nie byłem świadom, że patrze w oczy kobiecie, gotowej niedługo założyć rodzinę.
Wytrzeszczyłem oczy. Może nie gotowej, ale już robiącej drobne kroczki w tym kierunku razem z Kimś u boku. Pokręciłem głową. Nie moja sprawa. Może i odkryłem, że Masumi znaczy dla mnie coś więcej, to w prawdzie nie jest miłość, ale bardziej zauroczenie, ona jednak nie musi widzieć mnie w tym samym świetle. Zresztą jeśli będzie chciała, sama powie o swoim życiu.
Wziąłem głęboki wdech. Muszę jednak przyznać, że nieźle się prezentowała w tym wdzianku. Zaśmiałem się pod nosem. Wstałem i z powrotem położyłem się na kanapie. Podłożyłem ręce pod głowę, spoglądając w zamyśleniu na sufit. Zacząłem się zastanawiać. W sumie dlaczego zainteresowałem się właśnie nią? No, w sumie nie jest jakoś wyróżniającą się osobą. Spotkałem wiele pięknych kobiet, ubranych w bogato zdobione kimona, złote spinki we włosach i niesamowicie precyzyjny makijaż. Ona była ikoną prostoty. Żadnych dodatków, 'tapety' na twarzy, włosy zawsze upięte w ścisły kok. W przypadku tych 'pięknych motyli' nigdy to nie było coś, co ciągnęłoby mnie do stałego związku. Przeważnie chciałem tylko i wyłącznie przelotnych romansów. Chwili zapomnienia, która zapełniała pustkę w moim sercu. Tutaj było inaczej. Chciałem, żeby jak najwięcej ze mną rozmawiała: żaliła się na pogodę, śmiała, opowiadała o sobie, nawet płakała. Wystarczało mi spędzanie razem czasu. To wszystko czego potrzebowałem w obecnej chwili do szczęścia. I pytanie nadal nie zostało wyjaśnione. Dlaczego ona...?
Z rozmyślań wyrwały mnie odgłosy bosych stóp, schodzących po stopniach. Przymknąłem oczy, stwierdziłem, że najlepiej będzie udawać śpiącego albo chociaż drzemiącego. Czemu? Nie mam zielonego pojęcia, po prostu poczułem taką potrzebę. Może bałem się spojrzeć jej w oczy, bojąc się, iż odgadnie o czym teraz myślę? Może chciałem się na moment odizolować? A może po prostu poczułem się śpiący? Sam nie wiem.
Oparcie sofy ugięło się pod moją głową. Uchyliłem powieki. Wstrzymałem oddech. Jakieś piętnaście centymetrów nade mną, wisiała twarz Fukurō. Teraz jednak miała włosy związane w koka.
- Tylko nie mów mi, że cały ten czas robiłeś REPLAY mojego 'uwodzenia'. - Uniosła brew.
Nie odezwałem się słowem. Cisza trwała przez jakąś minutę, aż nie zaczęła jej ciążyć.
- Teraz będziesz udawał wielce obrażonego? - Parsknęła śmiechem.
- Nie. Nawet o tym nie pomyślałem. - Spojrzała na mnie pytająco. - Kazałaś się nie odzywać, jeśli będę przeżywał jeszcze raz TEN moment. - Wyszczerzyłem się.
Westchnęła, ewidentnie zrezygnowana, po czym poczułem uderzenie w głowę.
- Baka~. - Mruknęła, prostując się i ruszając w kierunku kuchni.
- Zaraz głupek. Po prostu chciałem być uprzejmy. - Powiedział, z powagą godną podziwu.
Dziewczyna tylko pokręciła głową.
- Co chcesz na kolację? - Rzuciła przez ramię.
- Coś jadalnego? - Oznajmiłem, rozbawiony.
- Bardzo śmieszne. - Zmroziła mnie wzrokiem. - A tak na serio? - Dodała już zwykłym, ciepłym tonem.
- Bez różnicy. Zjem wszystko co mi dasz. - Uśmiechnąłem się szczerze.
- To czego ty tam nie lubiłeś...? - Zmrużyła oczy, spoglądając na mnie.
Zrezygnowany jedynie westchnąłem. Ta kobieta, kiedyś na pewno mnie otruje. Nawet nie będę wiedział kiedy.
Jakieś trzydzieści minut później, na stole pojawił się talerz z pysznie wyglądającymi Onigiri. Na ten widok zagwizdałem. Masumi ściągnęła brwi.
- Mi zajęłoby to lekko godzinę, jak nie więcej. Poza tym nie byłyby takie kształtne.
- Przesadzasz. - Machnęła ręką, wracając po kubki z zieloną herbatą. -  Zwykłe kulki ryżowe i tyle.
Wzruszyłem ramionami, sięgając po jedną porcję.
- Pycha. - Westchnąłem.
- Nie mów z pełną buzią. - Pokręciła głową. - Z tobą gorzej jak z dzieckiem.
- Wypłaszam szobie! (Wypraszam sobie!) - Mruknąłem, zajadając się dalej.
Po kuchni rozszedł się dźwięczny śmiech Masumi.
Niedługo potem wzięliśmy kąpiel, oczywiście osobno. Potem położyliśmy się do łóżka. Tak, razem. Ona cały czas upierała się przy tym, że będzie spać na kanapie. Jako gospodarz domu nie mogłem na to pozwolić. Poza tym jest kobietom, a kobietom ustępuje się. Tak nakazuję kodeks prawdziwego mężczyzny.
Kiedy skończyła układać swoją 'zaporę' (koce – przyp. Auto.), ułożyła się na boku i szepnęła ciche 'dobranoc'. Chwilę później już spała. Ja za to nie mogłem usnąć. Dzisiejsze wydarzenia dały mi dużo do myślenia. Dodatkową przyczyną była twarz Masumi podczas snu. Wyglądała uroczo. Lekkko rozchylone usta, niewinna minka i delikatny róż na policzkach. Właśnie z tym obrazem przed oczami, usnąłem.

~~> Masumi <~~

Otaczały mnie znajome budynki, dziwnie sentymentalne. Przypominające mi... Właśnie, co? Nie mogłam sobie przypomnieć. Wydawało mi się, że od tych zwykłych, czterech ścian emanuje bezpieczeństwo i troska. Rzeczy, których na co dzień nie spotykam. Poza tym nie umiałam nazwać miejsca mojego pobytu.
Nagle spostrzegłam, że wokół mnie gromadzą się ludzie. Mówią coś do mnie, chyba śmieją się i witają. Trudno mi było powiedzieć dokładnie. Głosy były stłumione jakby ktoś między nami postawił grubą szybę nie przepuszczającą dźwięków. Dodatkowym problemem były ich twarze, a raczej ich brak. Były tak zamazane, że jedynie po ubraniu mogłam rozpoznać płeć. Wyciągnęłam do nich dłoń, chcąc sprawdzić, czy aby nie zostałam zamknięta w jakimś szklanym więzieniu. Wtedy moją uwagę przykuło to, że moich rąk nie zakrywał przylegający materiał. Spojrzałam na siebie. Zamrugałam parę razy, żeby się upewnić. Miałam na sobie a'la kimono. Było krótsze, sięgało za kolano, z rozcięciem na boku. Śliwkowe fałdy sukna były wykończone ciemniejszym odcieniem fioletu. Przepasana byłam czarnym Obi (jap. pas/szarfa do kimona), a następnie lila-różowym sznurem. Cały strój miał oddzielnie rękawy, podobnie jak szarfa, barwy czarnej. Przewiązane były również jasnofioletową liną, a wykończone były lekko niebieskawymi kwiatami. Na stopach miałam buty Shinobi, sięgające aż kolan, w odcieniach kimona. Co dziwniejsze nie miałam maski, a moje włosy latały swobodnie, przewiązane jedynie u dołu sznurem z dwoma, dużymi dzwonkami. Za każdym razem jak przekręcałam głowę wydawały uspokajający brzęk.
Gdy już zbadałam swój ubiór dokładnie, przed moimi oczami ukazało się pięć sylwetek. Były bardziej wyraźne niż pozostałe, ale nadal nie mogłam ujrzeć ich twarzy. W moim kierunku przybliżył się chyba chłopak, oznajmiając:
- Znaleźliśmy ją, sensei. Bawiła się niedaleko na polanie, obok strumienia.
Sensei? Ewidentnie mówił do mnie, ale... O co tu chodziło? I kto się bawił? Zdezorientowana spojrzałam na postać. Wtedy zauważyłam, że miał kogoś na plecach. Dziecko. Jeśli nie myliłam się, to dziewczynka. Widziałam ją wiele wyraźniej niż innych. Postawił ostrożnie małą na ziemi. Miała blond włosy, sięgające szyi, i oczy niczym dwie monety z najszlachetniejszego kruszcu, złota. Ubrana była w czerwone Qipao z lśniącymi wykończeniami. Usłyszałam jej dźwięczny śmiech, a następnie głosik:
- Haha! (jap. Mama – przeważnie tylko małe dzieci używają tego zwrotu)  – Rzuciła mi się w ramiona, a ja jakby nigdy nic, złapałam ją.
Moje ciało samo reagowało. Mówiłam coś do niej, ale sama nie wiedziałam co. Dziewczynka przytuliła się do mnie.
Nagle spod mojego rękawa wypłynął zielony dym. Zaczął owijać się wokół małego ciałka. Kiedy już był przy szyi, jego kształt zmienił się. Przypominał małego, smukłego smoka. Oplótł szyję dziecka, po czym mocno zacisnął. Mała otworzyła usta w niemym krzyku, a stwór korzystając z okazji wpełzł do jej ust. Zaprzestał swoich poczynań dopiero, gdy cały wszedł. Oczy dziewczynki zabłysnęły na zielono. Jej kończyny opadły bezwładnie. Po chwili jednak wszystko wróciło do normy. Już chciałam odetchnąć, kiedy słodką buźkę wykrzywił przerażający uśmiech.
- Jesteś za słaba. Jesteś za słaba. Jesteś za słaba. - Powtarzało niczym mantrę, dziecko chrapliwym, zupełnie obcym głosem. - Nie możesz być Nosicielem.
Usta złotowłosej rozwarły się nienaturalnie szeroko, ukazując upiornie duże i ostre zębiska. Rzuciła się w moją stronę.

Zerwałam się, z niemym krzykiem na ustach, do siadu. Ciężko łapiąc powietrze, próbowałam uspokoić walące serce. Cały czas jednak miałam przed oczyma zniekształconą twarz dziecka. Prawdopodobnie mojego dziecka. Takie realistyczne sny zawsze oznaczały jedno – wizję. Zdarzało się, że 'dar', który mam, chce pokazać mi tak ważną wizję, że jej siła mogłaby zwalić mnie z nóg podczas rutynowego dnia. Wzięłam głęboki oddech. Nic to nie dało. Za mało to powietrza. Świeżego powietrza.
Usiadłam na brzegu łóżka.
- Wszystko w porządku? - Usłyszałam za plecami.
- T-Tak. Muszę się tylko przewietrzyć. Zły sen. Sam rozumiesz. - Wzruszyłam ramionami, wcale nie odwracając się do Kakashiego.
- Taa. Tylko kładź się szybko spać. - Mruknął w poduszkę.
Ruszyłam do drzwi balkonowych. Otworzyłam je na oścież. Noc była ciepła, jak na tą porę roku przystało. Wzięłam kolejny głęboki wdech. Od razu lepiej. Oparłam się o barierki. Po mojej głowie jak echo rozeszły się słowa:
- Jesteś za słaba. Jesteś za słaba. Jesteś za słaba.
Chwila przerwy a zaraz po niej, kolejna salwa mantry:
- Nie możesz zostać Nosicielem. Nie możesz zostać Nosicielem. Nie możesz zostać Nosicielem...
Nagle mnie olśniło. Spojrzałam niewidzącym wzrokiem w dal. Byłam przerażona własnym odkryciem.
- T-To nie może być... Prawdą... Nie... - Szeptałam sama do siebie w amoku. - T-To nie ja miałam być... On... Braciszek... Ale Nosiciel... Dlaczego t-teraz?... CZEMU JA?!... - Złapałam się za głowę.
To źle wróży. Bardzo źle... Ruszyłam z powrotem do łóżka.



Myślę, że rozdział nie jest zły. W szczególności podoba mi się koniec. Nie wiem jak Wam. Przepraszam, że tak długo nie pojawiały się notki. 1. Mam MAŁE problemy w szkole. 2. Jestem leniwa. 3. Tak mało motywujących komentarzy. 4. Brak pomysłu. Mam nadzieję, że to wszystko wyjaśnia.
Jak podoba się Wam nowy szablon bloga? Więcej info. Dlaczego taki w zakładce Masumii no Sekai (jap. Świat Masumii)
Poza tym pozdro dla Anonimów piszących po engliszowemu. Nieźle się uśmiałam.
Następna notka będzie na drugim blogu. Myślę, że pojawi się w ten weekend. Więc tak za 2-3 tygodnie będzie nowa. (Rozdziały dodaję tylko w weekendy. 'pt-nd')

Tutaj macie zdjęcia, dla zobrazowania.
a'la kimono Masumi:




Dziewczynka na plecach chłopaka:

Do napisania ~~ ♥

7 komentarzy:

  1. Przez przypadek trafiłam na Twojego bloga i powiem Ci, że jest genialny. Pierwszy raz spodobała mi się historia nowo wprowadzonej postaci do świata Naruto i tak świetnie wykreowaną i wplecioną fabułę ;D Na dodatek świetnie oddajesz charakter drużyny 7, rzadko komu się udaje, zwłaszcza zachowanie Sakury ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Masumii frajerze. Dlaczego dialgi piszesz od kropek? Xd
    Kakashi ty psie na baby! *tyrpie go łokciem w bok*
    Mi tu brakowało jeszcze zazdrosny Sakurwy xd
    Pisaj szybciej! xd

    OdpowiedzUsuń
  3. Notka super, to wiesz. Ale jest jedno "ale"... DLACZEGO TY CIOŁKU-MATOŁKU NIE PISZESZ DŁUŻSZYCH NOTEK ?! Czekam na next, streszczaj siem :D

    OdpowiedzUsuń
  4. To było Świetne! Ale wiesz, że cie nienawidzę , za to, że oni jeszcze nie są razem, nie :P No i wygląd tego bloga! ŚWIETNY! Chciałabym tak umieć robić :P Ah, ah, no cóż czekam na następną notkę i zapraszam do mnie :D

    OdpowiedzUsuń
  5. No, jestem! :D
    Fabuła się rozwija, a mnie przy okazji ciekawość zżera ;>. Pisz notkę cholero jedna, bo chcę wiedzieć co będzie dalej!
    Sowa coś kombinuje, tylko pytanie CO?! Kakashi, biedaczek.. Wodzony na pokuszenie xD haha. Będzie love story? ;> Hm hm hm. Wyjdzie w praniu zapewne, na bank nic mi nie zdradzisz, no ;__; !!!
    Życzę weny! Chęci! I czasu!
    Sayo~! (^.^)

    OdpowiedzUsuń
  6. No to końcówką mnie zaskoczyłaś :D Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji ;o pisz szybciej, bo nie mogę się doczekać co znowu Masumi wymyśli aby odegrać się na Kakashim! *o*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ty Masumii!! Gdzie jest notka co ? ! Aj obijasz się coś ! ;/ Jakby co zapraszam do mnie :
    kaka-ai.blogspot.com
    bleach-new-story.blogspot.com
    i czekam na notke !

    OdpowiedzUsuń

1 KOMENTARZ = 1 KOP MOTYWACYJNY